Jest taki rak, co atakuje tylko maluchy. Julek z Turku walczy i prosi o pomoc

Jak podaje Wirtualna Polska Julian Komajda ma 3 latka, od roku walczy o życie z nowotworem. Wraz z Julkiem walczą jego rodzice. Chłopiec ma szczęście. Zdaniem Bartosza, taty chłopca, oddziały onkologiczne to miejsca, w których obecność ojca to wyjątek. Wielu z nich na hasło "choroba" zwyczajnie ucieka. Inni pieniądze z fundacji przepijają i wydają na przyjemności.

Tragedii się nie planuje
Styczeń 2017 roku. Julek ma 2 latka. Jest ślicznym, wesołym chłopcem. Typ słodkiego rozrabiaki. Jego rodzice, Asia i Bartek, są młodym, zgranym małżeństwem. Mają firmę, swoje pasje, przyjaciół. Nikt nie przypuszcza, że wszystko może runąć, jak domek z kart.

Brak apetytu i chęci do zabawy – to nie w Julka stylu. Rodzice zaczynają się martwić. Chłopiec ma rozpalone policzki, bardzo dużo pije, nie ma siły wstać z łóżka. Pierwsza wizyta na SOR-ze przynosi odpowiedź. W brzuszku kilkunastokilogramowego Julka jest guz. Guz wielkości grejpfruta.

Neuroblastoma to nowotwór złośliwy, który atakuje wyłącznie maleńkie dzieci (większość pacjentów ma po kilkanaście miesięcy) i zabija co drugie, które zachoruje. W przypadku Julka to rak w najgorszym, najbardziej zaawansowanym stadium – z przerzutami do kości i szpiku.

- Krzyczeliśmy. Wiadomość o chorobie synka to było uczucie, od którego pęka głowa i serce. Od którego ciało boli fizycznie. Zrobiło się ciemno i pusto. "Twoje dziecko umrze" to słowa, które wracają w sennych koszmarach – mówi Bartek Komajda, ojciec chłopca.

Życie sprzed choroby przestało istnieć. Najlepszymi przyjaciółmi i osobami, które jako jedyne mogły zrozumieć Bartka i Asię, stali się "maleńcy wojownicy o łysych główkach" i ich rodzice. A dokładniej ich matki.

Matczyny babiniec
Pamiętam, że gdy wyszedłem z pierwszego szoku i stać mnie było na jakieś obserwacje tego, co dzieje się wokół, uderzyło mnie, że oddział onkologiczny to matczyny babiniec. To miejsce, w którym jako ojciec trwający przy dziecku byłem niemal wyjątkiem – mówi Bartek. Dość szybko okazało się, dlaczego tak jest. – Usłyszałem wiele historii o tym, że "męża nie ma, bo pracuje", co mnie nie szokuje i nie oburza. Jednak równie wiele znam historii ojców, którzy po prostu uciekli.

Okazuje się, że dziecięce oddziały onkologiczne mogą być dobrą wykładnią podejścia Polaków do ojcowskich obowiązków, roli żony i postawy mężczyzny w ogóle. – Na oddziale, na którym leżał Julek, poznaliśmy inną "onkomamę". Były mąż chciał jej odebrać prawa do opieki nad dzieckiem. Gdy tylko okazało się, że mały jest chory, ojciec wycofał się. Bo "jakby to wyglądało, gdyby on się sądził z kobietą, która ma chore dziecko”. Mało tego. Stwierdził, że wróci do tematu, kiedy dziecko będzie już zdrowe. Dla mnie ten człowiek to parodia mężczyzny – opowiada Bartek.

- Dziś usłyszałem od jednej z kobiet z fundacji, że dostała do refundacji z subkonta dziecka fakturę na torebkę ze skóry aligatora! Wyobrażasz sobie? Wyłudzają pieniądze na leczenie, a potem wydają na własne potrzeby. Żeby to jeszcze było coś istotnego... Ale najczęściej docierają do mnie scenariusze, że ojcowie przepijają pieniądze, jakie dostają od fundacji. Piją, robią sobie drogie prezenty... Kim trzeba być, by tak się zachować? W sytaucji, w której liczy się każdy grosz. W której każde 50 zł ratuje życie twojego dziecka... - mówi Bartek.

Ale!Radio: 
Ale!Radio: 

Podobne Artykuły

Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za prawdziwość zamieszczonych na portalu www.iturek.net treści, a w szczególności treści zawartych w komentarzach, wypowiedziach lub wpisach  publikowanych automatycznie i bez uprzedniej kontroli.  

Dodając komentarz zgadzasz się z Regulaminem komentarzy 

iTurek.net

Adres
ul. Jedwabnicza 4
62-700 Turek
redakcja@iturek.net

Redakcja

Redaktor
Katarzyna Błaszczyk
tel.: 508 220 173
kblaszczyk@iturek.net
Copyright © 2013 - 2024 MAK MEDIA          
Projekt i Ralizacja